ODPOCZYNEK W DRODZE/ODCINEK1

Jeżeli “droga” to nasze życie, to trudno jest przez nie przejść bez wypoczynku. Jest on konieczny i wskazany. Czy będzie bierny czy też aktywny to zawsze nasz wybór. Okres letni dla dzieci i młodzieży to upragnione wakacje, dla dorosłych wzmożony okres urlopowy. Parki gremialnie wypełniają się spacerowiczami. Nadmorskie plaże to niekończący las parawanów, a górskie szlaki odwiedzają wytrwali piechurzy. Inni zaś realizują swoje wakacyjne marzenia i wybierają się w “podróże życia”…
Szanowni Czytelnicy !
Zapraszam do przeczytania autorskiej relacji z wakacyjno-rowerowej podróży kolegi z Zajezdni – Piotra Roberta Rosponda.

Pierniczy Motorniczy

Tak naprawdę do pasji z dzieciństwa powróciłem kilka lat temu. Rower. Na dziś zwykły trekkingowy Author, ale z duszą. Mam pięćdziesiąt lat, dlaczego więc tak późno? Wcześniej przez lata błądziłem szukając właściwej ścieżki. Okazało się, że jedną z nich jest ścieżka rowerowa. Po za tym trochę biegam, od roku chodzę na zajęcia jogi. Jako rodowity poznaniak lubię poznawać świat. Ten bliższy i dalszy. Ludzi, zwierzęta, przyrodę. 

Bez znajomości języków obcych. Bez większych przygotowań, bez tras, map papierowych, a raczej w oparciu o kontakt z ludźmi i o nawigację. Ludźmi, których dopiero miałem spotkać. Ludźmi, których mijałem po drodze, a chciałbym żeby oni nigdy nie przeminęli w mej pamięci. Mierząc się z własnymi lękami wyruszyłem w nieznane. Nie był to mój pierwszy wyjazd w Europę. Często w dzieciństwie, a i w późniejszym dorosłym życiu odzywał się we mnie kompleks niższości. Być może stąd  bierze się to, że wciąż dziwi mnie i ujmuje wielkie serce i dobroczynność w ludziach.

Mój pierwszy raz…

Na komunię w prezencie dostałem nie rower a zegarek. Nie byłem zawiedziony, był to piękny zegarek marki Czajka i służył mi wiele lat. Zresztą wtedy jeszcze nie umiałem jeździć na rowerze. Zazdrościłem jednak kolegom z podwórka, patrząc na nich jak ścigają się na swoich Wigrach, Karatach, czy Wagantach. W końcu dwóch z nich nauczyło mnie któregoś dnia jeździć na rowerze marki Wigry. Później moja wspaniała ciocia sprawiła mi prezent o nazwie Wigry 3. Był to piękny składak w kolorze wczesnej wiosny, a to rodziło nadzieję. Nadzieję na zmianę szarej rzeczywistości i czarnych myśli jakie mnie wtedy otaczały. Pamiętam, że miałem co dzień pozdzierane kolana do krwi. Gnałem na nim co sił w nogach, często się przewracając. Nie były to może duże dystanse, ale duże było zadowolenie z tej jazdy. Częste łapanie gum, spadający łańcuch, spodnie dzwony, które lubiły się tam czasem wkręcić. Rower ten nie miał przerzutek i pamiętam, że nawet niewielkie podjazdy sprawiały mi trudność. Później z różnych powodów na wiele lat porzuciłem coś co tak naprawdę stawało się a może już było moją pasją. Piszę o jeździe rowerem, gdyż nie ukrywam, że mechanika i grzebanie przy nim już tą pasją nie było. I nie jest. No dobra, dętkę zmienić potrafię. 


Uwielbiam, gdy życie jest dla mnie codziennym zdumieniem.
Tak właśnie było z Rumunami. Choć nie tylko z nimi. Po drodze spotkałem Algierczyków, Szwedów, Czechów, Austriaków, Ukraińców, Mołdawianina co świadczyć może o migracji w Europie i na świecie. I pewnie o tym, że nie tylko ja korzystam z wakacji. Jadąc przez Słowację i Węgry oczywiście spotykałem także mieszkańców tych krajów. W samej Rumunii spotkałem dwóch Polaków. Algierczyk w naszej krótkiej rozmowie zadał mi pytanie, czy Polska i Algieria to są przyjaciele? Bez wahania odpowiedziałem twierdząco. Uśmiechnął się nie tylko on, ale także i jego kilkuletni synek przeglądający się nam uważnie. Właśnie w różnych spotkanych ludziach zauważam to poszukiwanie, czy jesteśmy nastawieni pokojowo do nich, czy też nie.

Czasem spyta ktoś o drogę. Wtedy przypominam sobie jak ludzie pomagają. Nie pamiętam sytuacji, żeby ktoś nie był chętny do pomocy. Ludzie co najwyżej przepraszają, gdy nie potrafią pomóc. Najczęściej jednak angażują się bardziej, niż tego oczekuję. Jedni używają do tego swoich smartfonów, inni kartek i długopisów.
Są i tacy, którzy dzwonią o godzinie 23.30 budząc swoich przyjaciół i proszą o pomoc dla mnie w załatwianiu noclegu, po czym podprowadzają mnie na miejscówkę, sugerując że mam jechać rowerem za ich autem.
Rano budzę się w ten sposób na przykład w sercu Sandomierza, nieopodal starówki. Urocze czerwone dachy. Trochę jak w Pradze. Zaraz, zaraz to nie to, miało być o Rumunii…

Na każdą zagraniczną wyprawę wykupuję dodatkowe ubezpieczenie. Tak było i tym razem. Miła pani, która sporządzała moją polisę zauważyła;

-Ma pan w numerze polisy 666, to w sam raz pasuje do pańskiej trasy po Transylwanii.

-A Pani ma diabelskie oko – pomyślałem.

Skąd ten pomysł na Transylwanie?

W internecie kiedyś znalazłem zdjęcie furmanki pełnej siana i tak jakoś po poznańsku to siano mnie ujęło. A na poważnie, to już w ubiegłym roku miałem plan pokręcić w stronę Siedmiogrodu. Wiatry jednak pognały mnie wtedy nad Balaton.

Wyjechałem z Poznania do Sanoka pociągiem 31 maja 2019 roku. Przesiadka w Rzeszowie. Miałem tam jakąś godzinę na obejrzenie miasta, w którym nie byłem, choć wielokrotnie przez nie przejeżdżałem. Wykorzystałem ją objeżdżając centrum na rowerze. Wjechałem na rynek. Pomnik Kościuszki, Ratusz. Po prawej ręce wejście do Podziemnej Trasy Turystycznej, kawałek dalej skręcam w lewo i patrzę jak dumnie maszeruje ze swoją gitarą… pomnik Tadeusza Nalepy. Nieco dalej po prawej ręce mijam kino Zorza. Gdzieś na pobliskim targu kupuję biało – czerwoną chorągiewkę by zatknąć ją na bagażniku i przejechać w jej towarzystwie blisko trzy tygodnie. Mam jeszcze jedną w sakwie, nieco już sfatygowaną, która też, jak się później okazało, przyda się w podróży. W Sanoku byłem pod wieczór i przespałem się w znanym mi już wcześniej miejscu – Dom Lwowski. Bardzo sympatyczni gospodarze. Pani szykuje śniadanie, a spożywamy je wspólnie razem z gospodarzem przy jednym stole. Słucham przy tym pięknych opowieści o Lwowie i o innych wyjazdach, podróżach. Śniadanie przy tym ma swojski smak. Miejsce godne polecenia. Po śniadaniu wyruszam w kierunku Słowacji. Jadę przez Komańczę, tam są podjazdy i zjazdy, te ostatnie lubię bardziej. Dalej są Radoszyce.

Granica – Palota już na Słowacji, Medzilaborce. No właśnie, jak ja przegapiłem muzeum Andy Warhola? Zapatrzyłem się w całej swej konsumpcji na Tesco z prawej, a Warhol był po lewej. W powrotnej drodze oczywiście zwiedziłem. Jest wciąż pierwszy czerwca, czyli także i mój dzień, a co. Psów jeszcze niewiele, a więc wczesne, a nie pieskie popołudnie.

Wciąż Słowacja. Dzień Dziecka pełną gębą. Wjeżdżam do wsi Hankovce, mieszka tam około  czterysta osób. Ruch niewielki, za to z głośników zamontowanych na ulicznych latarniach słychać piękną słowacką muzykę i życzenia z okazji Dnia Dziecka. Kręcę to wszystko na kiju trzymając telefon. Jadę rowerem po chodniku. Po drugiej stronie ulicy mijam stojący patrol policji. Trochę zdziwieni jesteśmy tym spotkaniem, ale trzymam fason opowiadając co tu się dzieje, rzucam grzecznie dzień dobry. Mundurowi odpowiadają w swoim języku. Po drodze słyszę też jakieś miłe słowa od ludzi mijanych chodnikiem. Klaszczą w dłonie. Nikomu nie przeszkadza to, że kręcę się tutaj po chodniku z Polską chorągiewką. Dosłownie i w przenośni. A wręcz przeciwnie. Może poza własnym zmęczeniem i mruczeniem do siebie czasem pod nosem, to nic i nikt nie przeszkadzał mi w tej i w żadnej innej wyprawie. Tak docieram do miejscowości Budkovce wczesnym wieczorem. Pierwszy nocleg w Domku u Babicki. Miły gospodarz. Piękny domek. Cofnięcie w czasie, gdy chodzi o wystrój do lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Budkovce to taka miejscowość w większości zamieszkała przez Romów. Zresztą często Romowie byli na całej niemal mojej trasie.

Rano wyruszyłem w dalszą drogę przekraczając granicę z Węgrami w miejscowości Pribeník. To był upalny dzień kierując się na południe przez Kisvardę dotarłem do Mateszalki, gdzie zabukowałem kolejny nocleg. Po drodze na kolację zakupiłem kilogram truskawek. Truskawki polałem miodem i uczta była przednia. Spałem głównie w pensjonatach i niedrogich hotelach. Rezerwowałem taki nocleg z dnia na dzień lub nawet  ,, za pięć dwunasta “. Czasem dla kilku złotych warto było zboczyć z trasy kilkanaście kilometrów z obranej na ten dzień trasy. W celu tych rezerwacji korzystałem z aplikacji Booking. 

W węgierskim hoteliku w Mateszalce pani w recepcji próbowała chyba coś tam jeszcze utargować. Rozmawialiśmy przez translator w telefonie. Twierdziła, że Booking, to Booking, a ona tu ma swój cennik. Mając jednak zagwarantowaną cenę nie dałem się zwieść. Po telefonie do kolegi odpuściła. To są takie drobne rzeczy, ale one dla mnie składają się na całość podróży i budżetu. Wiadomo, że jadąc w pojedynkę, a tak głównie podróżuję, to najczęściej płacę więcej niż ludzie jeżdżący grupowo. Takich prób doliczenia do ceny wcześniej już ustalonej miałem po drodze więcej. Na przykład gdzieś na Słowacji miałem zapłacić dodatkowo za rower, cenę taką jak za parkowanie samochodem. Jeśli chodzi o rower, to często bywa też tak że gdy nie ma miejsca dla rowerów, gdzieś w pobliżu, czy specjalnej przechowalni bagażu, to proszę o zgodę na to by zabrać go do pokoju. Dla większości hotelarzy nie stanowi to żadnego problemu. Tak w Polsce jak i za granicą. 

Na śniadanie w Mateszalce zjadłem jajecznicę, popiłem kawą w pięknej filiżance z nadrukiem Sweet Life i tak też czując swoje życie wyruszyłem w drogę. Świetnie czuję się i odnajduję w tej samotnej, niepozornie samotnej wyprawie. Ludzie sami często do mnie zagadują. Jest kontakt wzrokowy. Na twarzach malują się różne wyrazy. Często mówią oczy drugiej osoby. Bywa, że nie trzeba słów, albo wystarczy jedno wspólnie wypowiedziane  ,,powodzenia”. Z Mateszalki do granicy z Rumunią już tylko niecałe 50 km. Wszędzie blisko. Jak nie ma we mnie napięcia, że tu, czy tam muszę być o określonej porze, to tak właśnie jest. Ostatnie kilkadziesiąt kilometrów rozwija się przede mną ścieżką rowerową. Wokół pola, zieleń, maki, kolory. Z tego między innymi czerpię siłę i inspiruje mnie to do ciągłej jazdy. Kocham to co oczy widzą i to czego doświadczam w danej chwili. 

zapraszam na ODCINEK 2

7 Responses

  1. Lekkie pióro Piotra plus odrobina mojej wyobraźni i przejazd “Pestką” do centrum zamienia się w wycieczkę do Rumunii. To się naprawdę czuje. Dzięki Piotr. Pozdrawiam

    1. Odpowiedź dla Wszystkich od Piotr Rospond.
      Dziękuję Wam, że jesteście. Na co dzień w moim życiu, podróży. Oczywiście, że czytam wszystkie komentarze i bardzo Wam dziękuję.Bez Twojej propozycji Krzysztofie nie byłoby tej relacji.
      Cieszę się, że mogę nie tylko śledzić to co się dzieje na Twoim blogu, ale i wziąć w tym udział i podrzucić tutaj kawałek swojego tortu.
      Pozdrawiam i życzę smacznego. Piotr.

  2. Dla mnie rewelacja. Jestem pełen podziwu i… zazdrości.

  3. Dzień dobry… Uwielbiam czytać o kogoś pasji.. Bo sama doskonale wiem co to znaczy… Mówi się że hobby rodzi się że słów rodziców “zajmij się czymś pożytecznym”… Ja na komunie też dostałam zegarek… Dopiero później pierwszego pelikana… Niestety nie mam tam czasu i możliwości żeby podróżować rowerem tak jak ty Piotrze… Jestem pełna podziwu i zazdrosci, lubię patrzeć na twoje zdjęcia z trasy… A najbardziej lubię widzieć twój szczery uśmiech! To jest ta radość.. Mam taka sama jak wysiadam z pociągu z Zakopanem… Będę śledzić każdy kolejny artykuł, bo jest fajnie lekko napisany, zupełnie tak jak twoje wyprawy! Łańcuch wolności… Wszystkiego dobrego ?

  4. Witam

    Fajnie opowiedziane.
    Wiedziałem, że Piotrek lubi dużo podróżować na rowerze, ale dzięki powyższej publikacji możemy zapoznać się ze szczegółami jego wypraw. Temat wycieczek rowerowych nie jest mi obcy. W tym roku z kolegami w cztery dni pokonaliśmy trasę wzdłuż polskiego wybrzeża od Świnoujścia do Helu.
    Podziwiam Piotrka, że takie wyprawy realizuje samotnie, i że nie boi się jechać w “ciemno ” w nieznane sobie strony. Mnie osobiście dokuczałby brak towarzystwa.
    Na aplikacji endomondo widziałem, że w ostatni weekend pokonał ładną trasę na odcinku Świnoujście- Kołobrzeg ( prawdopodobnie z noclegiem w namiocie na plaży) 😉 Możemy mu kibicować i zachęcać do podejmowania kolejnych wyzwań. Brawo Piotrek.

  5. Pieknie, Piotruś. Dobrze się to czyta, jednym ciągiem. Fajnie napisane. Kolega dobrze zrobił odnośniki do zdjęć i ogółem fajny blog. Będę chyba regularnie czytał. Pozdrawiam i dobrze, że zacząłeś opisywać te swoje podróże. Cieszę się. Pozdrawiam właściciela strony i Ciebie.

    1. Odpowiedź od Krzysztof Żukiewicz – Z swojej strony dziękuję za pochwały i pozdrowienia. Myślę, ze Piotrek w całej swojej skromności być może nie będzie chciał odpisywać, ale na pewno przeczyta ?.
      Cieszę się, że udało się Piotrka do podróżniczych zwierzeń namówić i chętnie przeczytacie odcinek nr 2 i 3. Tam dopiero będzie się działo!?
      Zapraszam na bloga. SERDECZNIE POZDRAWIAM!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *