„ Są ludzie, którzy nie popełniają
błędów. To ci, za których
myślą inni. „
Henryk Jagodziński
Jaka piękna jazda. Wszystko mi wychodziło. Migacze mrugają kiedy trzeba, nie za wcześnie nie za późno. Chcę być miły, czekam na dobiegających pasażerów. Jest fajnie, sympatycznie, bezproblemowo – zmiana perfecto. W końcu jestem „stary wyga” jeżdżę już… 2 tygodnie. Solarisem mknąłem i przecinałem powietrze niczym strzały z łuku Robin Hooda. Na przystanku Kosińskiego wizja końca zmiany powodowała samoistny uśmiech na twarzy. Lektor bezbłędnie i z dykcją wypowiada kolejną frazę z taśmy : „Następny przystanek Pamiątkowa….” – Pan Motorniczy hamuje, to już prawie euforia, jeszcze tylko skrzyżowanie, szpital, trochę prostej i będzie finisz. Nad głową w kabinie świetlny napis nie kłamie – DĘBIEC, blisko co raz bliżej… Nigdy bym nie pomyślał, że stan przejściowy z euforii do rozpaczy można pokonać z prędkością światła! Drzwi zamknięte, lusterka wzrokowo ogarnięte-na torowisku spokój, szczerze się do siebie jak „głupi do sera” i ruszam. Rozluźnienie pełne, kilka metrów za przystankiem, delikatnie, wolniutko przez zwrotnicę i już przednim członem tramwaju jestem na ulicy… Pamiątkowej! (pozdrowienia dla Klubu Miłośników Pojazdów Szynowych). Jezusicku…..co ja zrobiłem!!! Ten jeden, jedyny dzisiaj raz, kiedy nie spojrzałem na ustawienie zwrotnicy… Spocony, tętno i praca serca na granicy zawału, próbuję się uspokoić i w tej beznadziejnej sytuacji coś wymyślić. Spoglądam do tyłu, tworzący się korek za załamaną pozostałą częścią tramwaju na ul.28 czerwca 1956r wymusza wjazd Solarisa w „nieznane rewiry”. Pośpiesznie uruchomiłem mikrofon w kabinie i skruszonym, pogrzebowym tonem wydukałem:
-Mili Państwo, nie zauważyłem przełożonej zwrotnicy na prawo, to będzie dla Państwa ostatni przystanek. Przepraszam to moja wina!
Otworzyłem drzwi. Wszyscy wysiedli, nikt z pasażerów opuszczających pojazd szynowy na mnie nie „wieszał psów”. Szczere wyznanie tak podziałało? Chwilę potem,dotarło do mnie, że to mój koniec w tej firmie, umowa 3 miesięczna, a tu taka wpadka!!!Przed oczami jak w kinie pojawia się już tylko napis końcowy w różnych językach: The End, Ende, Fine, Konec…
Madalińskiego, dawną zajezdnię pamiętam z odwiedzin z okazji imprez MPK związanych z imieninami patronki przewoźników– Św. Katarzyny. Stoję tym 40 tonowym kolosem i jedyne co przyszło mi mądrego do głowy to myśl, że skoro przejeżdżają Miłośnicy swoimi zabytkowymi wagonami typu N to może i ja przejadę? Po łuku na centymetry mijam furgon po wcześniejszym umniejszeniu jego przestrzeni o obszerne lusterko. Nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki brama wjazdowa na teren zajezdni zaczyna automatycznie się przesuwać. Nawet nie zdążyłem wypowiedzieć – SEZAMIE OTWÓRZ SIĘ, lub coś w tym stylu. Przejeżdżam przez zajezdnię bardzo wolno, przestraszony do granic możliwości, jak bym mógł to najlepiej wysiadłbym z niego i popchałbym tego Solara, żeby było bezpieczniej. Jeszcze na to wszystko co się wydarzyło potrzebne byłoby mi tu utknąć na wieki. To tylko jakieś 100 metrów ale wydawało mi się że minęły godziny zanim dojechałem do szlabanu wyjazdowego z „Madaliny”. Resztkami sił, skruszony i załamany podchodzę do kanciapy przy szlabanie. Słyszę odgłos otwieranej małej przesuwnej szybki. Następnie potrzebowałem minut aby wydobywający się dym papierosowy z otwartego lufcika opadł niczym pył powulkaniczny. Przecierając załzawione oczodoły, machając jakbym przeganiał natrętną muchę próbowałem jak za mgłą dostrzec jegomościa. Po chwili wyłoniła się zza szyby uchachana do granic możliwości pucułowata buziuchna i mówi:
– Panie, wiele już tu widziałem, ale Solarisa jeszcze nie było.
Chciałem odpowiedzieć – Widzisz, mówisz masz, ale tylko machnąłem zrezygnowany ręką i ledwie stojąc poprosiłem o podniesienie szlabanu. Ubawiony SOLIDny Pan z Ochrony w swoim wygniecionym „kubraczku” na do widzenia jeszcze żarcikiem się we mnie wbił, jak śmiertelnik zaostrzoną osiką w serce wampira.
– Panie, tylko se Pan przełóż zwrotnice na prawo, bo na lewo to wskoczysz tym Cackiem na asfalt.
Informacja przyjęta, uszy oklapły, nos zwieszony na kwintę, już nie chciało mi się żyć…O uciętych torach na wysokości jezdni przy skręcie w lewo wiedziałem od dawna, bo mieszkam w tym fyrtlu. Wymuszonym do granic możliwości uśmiechem podziękowałem za poradę. W tej samej chwili usłyszałem dobiegający z pomieszczenia ochrony złowieszczo brzmiący refren znanej piosenki :
„ Ale to już było i nie wróci więcej
I choć tyle się zdarzyło ,To do przodu …..” ♫♫♫.
Ja pierdziele, w takiej chwili jeszcze Maryla Rodowicz mnie „pociesza”. To się nie dzieje… Szyba pośpiesznie się zamyka, kątem oka widzę jak papierosowy dym ponownie walczy o szczelinę wolności. Na wysokości Hetmańska/Głogowska i po konsultacjach z dyżurnym z Dębca, nawrotkę robię przejeżdżając przez zajezdnie Głogowska. Z radia słyszę spokojny i kojący sytuację głos:
– Ze spokojem, bez szaleństw wracaj na Dębiec, rezerwa została wysłana za ciebie już na trasę….
Zmiana dobiegła końca. Nikt mnie nie wyrzucił. Nadal pracuję. Tylko czuję się jakiś lżejszy po tym dniu a i dożywotni balayage też nie umknął mojej uwadze spoglądając w lustro …
Uświadamiamy sobie swoje błędy. Dociera do nas cały ten obciach, wstyd, to chwile kiedy chcielibyśmy zapaść się pod ziemie, schować się i nie wychylać z kryjówki. Modlić się, żeby szybko minęła zawierucha, być w ukryciu jak przestraszona mysz pod miotłą czekająca na wyrok. Chcesz całym sobą by dzisiaj się już skończyło, pragniesz jak najszybciej jutra, a najlepiej od razu żeby było pojutrze! Zapomnieć o wewnętrznym upokorzeniu, bólu i niemocy – straszne uczucie!
W naszej pracy przewozowej jak w każdej innej mamy prawo do błędów i pomyłek. To one w ostatecznym rozrachunku są podwalinami pod nasze przyszłe doświadczenie i fachowość. Takich jak powyższa lub innych podobnych historyjek rozgrywa się na naszych oczach każdego dnia mnóstwo. Czasami jesteśmy w epicentrum wydarzeń, czasami tylko z boku. Jednak za każdym razem błędy czegoś nas potrafią nauczyć. Stajemy się świadomi naszej nieomylności, a także tego, że są one częścią naszej codziennej pracy! Jak mawiali nasi dziadkowie: Nie myli się tylko ten, który nic nie robi! Święta racja! Nie zapominajmy także o tym, że przyjdzie i Twój „słabszy dzień”, gdyby czasami przeszło nam przez myśl pośmiać się z cudzego nieszczęścia. Staropolskie przysłowie najlepiej oddaje tą myśl : Raz na wozie, raz pod wozem. Wspierajmy się, aby czasami błahostki w naszych głowach nie urosły do problemów wyższych niż Himalaje… Szukajmy swojego indywidualnego sposobu na pokonywanie tych słabszych momentów w naszej pracy.
Każdy z nas jest inny i inaczej reaguje, idealny model bezbłędnego motorniczego nie istnieje!
Akceptacja naszych słabości i wyciąganie sensownych wniosków z błędów na przyszłość to tyle i aż tyle z naszej strony co możemy zrobić…
DRYŃ, DRYŃ,
NIE GADAMY,
NIE PISZEMY,
RUSZAMY !!!
Sławek
Witam, super historia. Za dzieciaka dużo czasu spędzałem na Madalinie. Moja babcia tam mieszkała. Ale wtedy to 3 wagonowe N-ki tam śmigały linia 2 i 7. Jestem entuzjastą wszystkiego co jest związane z tramwajami. Zawsze chciałem pracować jako motorniczy i jeździć moją ulubioną linią nr 9. Życie dało co innego, ale marzenie spełniłem na Katarzynkach i poprowadziłem szkoleniową 105-kę na zajezdni Głogowska. Zawsze coś, ale mega bym chciał pojechać na miasto. Pytanie odnośnie tej historii, rozumiem że samemu bez asysty nie wolno cofać ? Solaris ma chyba panel na tyle wagonu ? Pozdrawiam serdecznie.
Krzysztof Żukiewicz
Szkoda, że czasami jak się czegoś mocno chce to nie zawsze można to mieć/realizować. Wiem co czujesz, świeżo doświadczam tego odczucia w innej dziedzinie życia…Odnośnie pytania. Z tylnego pulpitu oczywiście, że można cofać bez asysty, ale z przedniego też możliwy do wykonania, bez pomocy/asysty “karygodny” manewr :-). Cieszę się z tego że blog trafia do takich pasjonatów jak Ty :-))). Zapraszam do regularnego odwiedzania bloga, bo o zakładce POLECANE nie muszę chyba wspominać, entuzjasta szybko bystrym okiem wyłapie ;-). DO ZOBACZENIA I TAKŻE POZDRAWIAM.