BOMBOWE HISTORIE

DEDYKACJA

Wodnik Szuwarek, Żelazna Dama, w taki i w inny najrozmaitszy sposób „pokątnie” na tą Panią wołają. Najczęściej jednak Iwonka, Iwona! Tak dla nas pracowników, bo na „zewnątrz” – „ …ta Pani Gajdzińska tak długo w mediach informuje aż kogoś pokona przekona…”

Stanowisko intratne? Stanowisko eksponowane? Rzecz będzie o Rzeczniku Prasowym którym nie była co oczywiste od urodzenia…

Ten wpis blogowy dedykuję Pani Iwonie Gajdzińskiej

 – od 2001 roku Rzecznik Prasowej MPK Poznań.

Nie wszyscy jednak wiedzą lub nie wszyscy pamiętają, że wcześniej do momentu podjęcia pracy w MPK – Pani Iwona „szalała” na niwie literackiej, publicystycznej i dziennikarskiej.

Z powodzeniem trzeba dodać!

Co mnie skłoniło, co dedykacyjną płomienną „przemowę pisaną” uczyniło?

To, że „OKRĄGŁA ROCZNICA

w tym roku Pani Iwony żywota przypada!

Onieśmielony, lekko stremowany rolą, ale to w sumie super sprawa. „Piernik” przedstawi fakty i gdzie może, tam przy okazji święta „przygada” ?. Na wpół legalnie (ochrona danych osobowych), na wpół archiwalnie, to piszący i „pierniczący” na pewien trop, święto, jubileusz wpaść mu się udało! Tak całkiem przypadkiem, przerzucając ( gdzie nie gdzie czytając ) tonę makulatury – dodatek kolorowy ŚWIAT z Głosu Wielkopolskiego z rocznika pamiętnego 1994 do rocznika 1996. Co tygodniowe felietony w tym dodatku o RODZINIE NOWAKÓW pióra Iwony Gajdzińskiej z „rozdziawioną gębą i wypiekami na twarzy” się czytało…Pamiętacie?

Ech, jaki to ja wtedy młodzieniaszek byłem, no właśnie inni coś robili, coś pisali, tworzyli, a ja tylko dalej młodzieniaszek byłem. Czytając o „Nowakowej Familii” na aspekt żartobliwy uwagę tylko zwracałem , o edukacyjnej roli barwnego tekstu – „o codziennej kulturze” zapominałem…

W naszym pięknym kraju „od zawsze” obchodzimy IMIENINY .

W „Made in England” wiedzą tylko „od zarania dziejów” – co to URODZINY!

Bądź teraz Polaku – „Polakiem Wyspowym” i bądź tutaj mądry ?. Znajdź teraz  wspólny mianownik. Mianownik imprezowo-obliczeniowy ?.

Pewnego wiosennego dnia piknikowego, nad ogniskiem stoję i z miejscowym „szamanem” debatuję i tańcuję, co chwila płomień „okraszony wodą ognistą” swoje „jęzory” w górę unosi. Piszący to w transie majaczy, bielmo oczne wywalone na wierzch powagi rytuałów dodają…

W takt rytmicznej muzyki, w mgle unoszących się oparów i zapachów kadzideł, moje usta nagle bełkotem przemawiają:

– Według kalendarza gregoriańskiego roku pamiętnego dzień poczęcia tej Pani na grudzień jakoś by przypadało….

– Howgh !

Gardłowo potwierdził szaman, nie przerywając rytualnego tańca-łamańca, uniósł głowę ku niebiosom, rękoma energicznie przy tym wymachując i cały się kiwając.

– Natomiast według kalendarza słowiańskiego, juliańskiego i jeszcze francuski kalendarz republikański – dnia imieninowego w maju by się wyczekiwało…

Moje ciało nad ogniskiem wiwatowało, prawie lewitowało…

Nie zdążył kompan-czarownik odpowiedzieć, dopadł go mocny wstrząs sejsmiczny, na twarzy grymas spazmatyczny ujrzałem i „szamana” do gleby docisnęło…

Gdy „szamanowi” z pomocą na ziemię się rzuciłem, także „moc czarów” poczułem, ciężar i grawitacja zrobiły co do nich należało i następnego dnia dopiero się obudziłem ?.

Nazajutrz „ociotowany” gdy się ocknąłem z przerażeniem zobaczyłem swoje „ścierwo” w drewnianej wiejskiej balii z domieszką czarciego żebra!

Tak sobie myślę. Czy będzie ŚWIĘTOWANIE wiosną czy też zimą, co za różnica? W życiu ważny jest „reset” a później jak „Feniks z popiołów” powstanie, otrzepanie i (od)nowa.

To oczywiście subiektywna diagnoza. ?

Jedno jest jednak pewne, jedno jest niekonfliktowe.

Rok 2018 to dla Pani Iwony przypada „okrągła cyferka” życiowa! ?

Nie jest ta liczba silnią, nie jest doskonała. Nie jest też liczbą pierwszą, Catalana, Bella i Fibonacciego. Za łatwo z matematycznym rebusem być nie może – ale podpowiem.

To liczba regularna co w systemie dwunastkowym daje 50 ???. Tangens, sinus i cosinus będzie przy kolejnym święcie, następnym razem ?.

Dobra, w nieskończoność nie przeciągając, mam nadzieję Szanowna Pani Iwono, że ktoś inny przyniesie toastowy trunek „Bayley’s” albo „Malibu” – w Wikipedii wyczytałem, że Pani ulubiony ?. Niech wypije symbolicznie „ na zdrowie” w rzecznika parterowym salonie. (Po godzinach pracy, oczywista sprawa. No tak, tylko w jakich godzinach Pani oficjalnie nie pracuje?)?.

Osobiście Pani Iwono życzę: bądź konkretna, sprawiedliwa, twarda i nieustępliwa, bo tego od Rzecznika Prasowego się oczekuje. Jak z staroniemieckiego pochodzenia imienia, opis prawdę oddaje. Iwa – to łuk z drzewa cisowego, czyli twardego. Myślę, że u takiego „Strzelca” wybornego, słowem jak strzałą z łuku zawsze w sedno będzie trafione…

ŻYCZĘ WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, WSZYSTKIEGO DOBREGO !

Pani Iwonie Gajdzińskiej, wieloletniej dziennikarce gazet: Głos Wielkopolski i Wprost. Nominowanej do najbardziej prestiżowej w Polsce nagrody w branży Public Relations – PRotony 2008 w kategorii: „Osoba/zespół ds. komunikacji firmy lub korporacji”. Kilkakrotnie nagrodzonej przez środowisko dziennikarskie jako “Przyjazna mediom” (min. laureatka „Medialna 10-tka Wielkopolski w roku 2007, 2011 / Dziennikarskie Koziołki rok 1998). Zdobywczyni nagród w konkursach reporterskich, dziennikarka roku. Trener, szkoleniowiec, dziennikarz freelancer. Obecnie Rzecznik Prasowy MPK POZNAŃ. Przyjaciel Motorniczych i Autobusiarzy.

 

Z poważaniem

Krzysztof „Piernik” Żukiewicz

 

Post Scriptum.

Uwaga! Warning! Attention!

Wszystkich Pasażerów / Czytelników którzy…

POSZUKIWALI NOWAKOWEJ

 serdecznie pozdrawiam! ?

 



 

Odświeżające, cykliczne zajęcia z szeroko pojętej tematyki BHP za mną. Wychodząc z 8h szkolenia czułem niedosyt. Niby zawsze to samo, a każdy z wykładających próbował nas zainteresować swoją częścią tematu. Ciekawostek i barwnych opowiastek multum. Każdy kolejny prowadzący „sypał” z rękawa pomysłami i innymi „smakołykami”. Interakcja wykładający-szkolony zachodziła i często w otwartą dyskusję ta forma „płynnie” przechodziła… Najbardziej zaciekawił mnie jeden z kadrów slajdowych dotyczących tak zwanych niebezpiecznych pakunków zostawionych w tramwaju. Sam dwukrotnie podczas mojej rocznej w „motorniczego zabawy” doświadczyłem takiego zdarzenia i tego przedziwnego uczucia niepokoju. Nie potrafię tego zdefiniować, bo próbuję zawsze patrzeć zdrowo-rozsądkowo, ale czasami jak człek się nad tym głębiej zastanowi…

Spotykamy się obowiązkowo minimum raz do roku, przy plebejskim trunku, żeby przewietrzyć głowę i do następnego spotkania zwiększyć zawodowe morale! Chociaż życie każdego z nas to odmienna historia, odmienne pochodzenie oraz liczba medali na szyi i odznak w klapach marynarki. Odmienność ta nie przeszkadza nam rozprawiać w dysputach o „życiu”. Dopijając trzecią „miarkę” piwa w Pijalni na wspominki mi się zebrało. Koledzy Maciej i Kajetan o tą zawsze jedną porcje złocistego trunku do przodu, w początkowej fazie naszego tradycyjnego spotkania. W konsekwencji tej szybkości są bardziej skłonni do wysłuchiwania mojego bajania…

– Pamiętacie jak za „kasą” do England  pojechałem? Delikatnie zacząłem ?.

– Pamiętamy! ( co znaczyło : nie zanudzamy). Trykając się kuflami jasno mi zakomunikowali.

– Mhhh….ale tej pamiętnej wizyty w sklepie Wam nie opowiadałem? Nie poddawałem się ?.

– Opowiadałeś! Jednym chórem „zachęcająco” koledzy wykrzyczeli.

– Ale po co ta szczerość?! I tak Wam opowiem… ?

– Okej. Chłopie dawaj i …na zdrowie!

Poprawiłem się w fotelu, kamraci zdążyli złożyć kolejne zamówienie.

– Panie Kelner, dwa podwójne miodowe poprosimy, bo jak chopok będzie przynudzał to do tego stolika obok, gdzie te samotne Panie się przenosimy ?.

– Skoro tak prosicie i nalegacie ?, koledzy ja nie potrafię Wam opowieści odmówić.

 

Prawie 15 lat wcześniej…

 

Nadmorska Anglia. Pracuję i tam mieszkam. Mam wolne, ruszam wycieczkowo do stolicy Albionu, trochę aglomerację pooglądać. W roku 2004 w Londynie, jak i w innych większych miastach europejskich ( Madrycie, Paryżu ) cały czas „niepokój” po zamachach terrorystycznych w powietrzu się czuło… Zaplanowałem! Trzydzieści parę kilometrów po Londynie od samego rana. Żadne tam autobusy, metro i taxi, tylko piesze przechadzki! W czasie tego bogatego planu, gdy już boisko Arsenalu (głębokie peryferia) z programu niestety wykluczyłem, ZOO londyńskie także, bo Einsteinem nie jestem i czasoprzestrzeni nie oszukam, chociaż w to wierzyłem. Posmutniałem, pogodzony z redukcją. Zamiennikiem, boiskiem lokalnego rywala z dzielnicy Chelsea, lekko pocieszony, postanowiłem zrobić prezenty… Luksusowa dzielnica to była, żeby kryptoreklamy nie praktykować, napiszę, że trafiłem do największego na świecie sklepu z zabawkami. Piwnica, parter i 7 pięter różnych gadżetów. Nie muszę dodawać, że na każdej kondygnacji inny wystrój, inna bajka przewodnia i co innego się działo. Magicy, klauni i kuglarze, oraz spece od marketingu robili wszystko aby rodziny tego miejsca za szybko nie opuszczały i swoje   „pociechy” w ten baśniowy świat „oddawały”. Przy okazji zasoby pękatych portfeli rodziców w tym miejscu „delikatnie” uszczuplali ?. Nagle opowiastka brutalnie przerwana.

– Do meritum Krzysztofie bo „koleżanki” z drugiego stolika okiem mrugają ?. Dopingowali koledzy.

– Dobrze, już dobrze, nie przerywać proszę! Zafrasowany raz za razem większymi w kierunku innego stolika kolegów uśmiechami…

 

Półpiętro. Chwila na odpoczynek. Siadam na ławce, zostawiam plecak. Podchodzę do maszyny z batonami. Mija kilka minut.

– Kyrie eleison!!! Spojrzałem z przerażeniem.

– Co ja narobiłem! O ku…. Zdążyłem „potoczną łaciną” pod nosem wycedzić.

Wywołałem III Wojnę Światową! Dobrze, że w porę się zreflektowałem. Doświadczenie w branży ochroniarskiej mnie ratuje. Słyszę jak służby zwarły szyki, „hot alert” przez krótkofalówki zaczął narastać… Chwile grozy przeżywam, nieumyślnie ale zapewne bezmyślnie plecak na tak długą chwilę „samemu sobie” na ławce zostawiłem… Szybko do swojego „podejrzanego pakunku” powracam, cały roztrzęsiony i resztkami udawanego spokoju, delikatnie i bez nerwowości zawartość w „niby” poszukiwaniu czegoś opróżniam dając szanse systemowi monitoringu na dokładne zawartości zweryfikowanie… Uffff, skończyło się na strachu, stawiając wszystkie sklepowe służby na „równe nogi” wiele po tym dniu, po tej „niezamierzonej terrorystycznej” londyńskiej przygodzie zrozumiałem! Najgorsze, ze po tym przeżyciu  całkowicie o prezentach zapomniałem ☹.

– Krzyśku koniec? Bo my już szóstą kolejkę obalamy…

– Tak, no dobrze to o czym z tymi Paniami pogadamy? ?

Nie o historii spotkania z kolegami, tym bardziej późniejszej pogawędki z stolikowymi „sąsiadkami” chciałem Wam Kochani napisać. Tylko ważny w moim mniemaniu problem bezpieczeństwa w miejscach publicznych, a w szczególności w miejskiej komunikacji chciałem poruszyć. Po rozmowie z Kierownikiem Wydziału Przewozów Tramwajowych, próbowałem uzupełnić informacje szkoleniowe dotyczące wspomnianych wcześniej owych pozostawianych pakunków w tramwaju. Od przełożonego dowiedziałem się, że obowiązującym i wiążącym dokumentem tą tematykę w naszej firmie jest KOMUNIKAT DN z dnia 7 stycznia 2002 roku w sprawie: zasad postępowania w przypadku otrzymania lub znalezienia przesyłki lub paczki niewiadomego pochodzenia. Dokument ten w swojej treści i przekazie jednak nie informuje jak my Motorniczowie mamy prawidłowo reagować, gdy podczas rutynowego na końcówce przejściu kontrolnego przez cześć pasażerską pojazdu, zauważymy pozostawiony pakunek, nieprzezroczystą siatkę lub torbę. Czy podjąć ryzyko i zajrzeć do środka celem przekazania dokładnej informacji Centrali Nadzoru Ruchu, czy powiadomić owe służby bez zaglądania? Powyższe nie jest „wywoływaniem do tablicy” celem siania paniki lub nagłośniania przypadków naruszenia bezpieczeństwa w środkach komunikacji miejskiej. Bo tych przypadków w Polsce w ostatnich kilku dekadach była znikoma ilość. Prewencja, działania osłonowe i ćwiczebne są pewnie wprost proporcjonalne do kalkulacji i wnikliwej analizy ryzyka. Nie poruszam tego aspektu w kategoriach terroryzmu, bo ta tematyka w naszym geopolitycznym usytuowaniu nie powinna według różnej maści ekspertów mieć miejsca. Bardziej według mojej oceny niebezpiecznym ogniwem w naszej codziennej pracy są ludzie niepoczytalni, dla których skonstruowanie środków wybuchowych i ich wykorzystanie w komunikacji dla własnych „chorych” celów może wywoływać zrozumiały lęk.

Przykłady.

20 października 2005 roku – Warszawa. Miasto zostaje sparaliżowane o informacji o podłożonych ładunkach wybuchowych w poszczególnych miejscach  min. pozostawiono je w najważniejszych miejscach przesiadkowych, takich jak pętla tramwajowa na Rondzie Wiatraczna, stacja metra Centrum, parking pod Pałacem Kultury i Nauki, przejście podziemne czy Dworzec Centralny. Doliczono się później 14 miejsc gdzie pakunki (okazały się atrapami bomb zegarowych) zdestabilizowały permanentnie ruch w stolicy. Służby zadziałały, a miasto stanęło w gigantycznych korkach. Z najświeższych przykładów to mrożące krew w żyłach wydarzenia miały miejsce całkiem niedawno w komunikacji autobusowej we Wrocławiu. Próbowałem przy pomocy Rzeczników Prasowych MPK z Poznania i Wrocławia dotrzeć do bohaterskiego Kierowcy. Niestety bez powodzenia.

19 maja 2016 roku – Wrocław. Linia autobusowa nr 145. Przystanek przy ulicy Kościuszki. Młody mężczyzna wchodzi do autobusu i pozostawia reklamówkę z bombą i wybiega z pojazdu. Kierowca zostaje powiadomiony o tym przez pasażerów i podejmuje błyskawiczną decyzję, wynosi ładunek na zewnątrz koło autobusu. Dochodzi do wybuchu, kierowcy nic się nie stało. Ranna została jednak starsza kobieta przechodząca akurat chodnikiem. Dla większości społeczeństwa oraz premier Szydło, Pan Autobusiarz został ogłoszony bohaterem. Dla ekspertów i fachowców od spraw tzw. bezpieczeństwa, na Kierowcy nie pozostawiono „suchej nitki” jeśli chodzi o schemat prawidłowych działań w takiej kryzysowej i niebezpiecznej sytuacji trudnej do jednoznacznej oceny. Konkluzja owych „mądrych głów” porażająca w swojej wymowie. Na początek medialne piętnowanie nieprawidłowych działań Kierowcy, a przy puencie „mądralińskich fachowców” szczere podsumowanie i wnioski. Gdyby tak spontanicznie nie zadziałał ów bohater, liczba poszkodowanych w samym autobusie byłaby bardzo duża! Bez komentarza…

Szanowne Koleżanki i Szanowni Koledzy po fachu. Uczestniczymy regularnie w szkoleniach. Od 2008 roku MPK POZNAŃ ma podpisaną umowę z poznańską policją w zakresie szkolenia dla motorniczych i kierowców, które miało nauczyć naszych pracowników jak bronić się przed agresywnymi pasażerami oraz jak radzić sobie w przypadku niecodziennych incydentów w pojazdach ( min. pozostawienie niezidentyfikowanego pakunku ). Ostatnie tematyczne szkolenie na Franowie miało miejsce 20 kwietnia bieżącego roku. Piszący to, nie miał okazji jeszcze uczestniczyć w tego typu szkoleniu. Dlatego też trudno mi się osobiście odnieść do skuteczności i fachowości tych zajęć. Z wiadomych względów nigdy nie uda zebrać się wszystkich zainteresowanych w konkretnym terminie szkoleniowym. Mam jednak nadzieję, że szkolenia takie i o podobnym charakterze spowodują prawidłowe reakcje i działania ze strony nas motorniczych i kierowców w sytuacjach kryzysowych, czyli gdy to właśnie w naszym pojeździe, na naszej zmianie będziemy musieli zachować „trzeźwość” umysłu, spokój, zdrowy rozsądek i „zimną krew” w najbardziej niebezpiecznej i stresogennej sytuacji.

Banalny apel kieruję przy okazji do cywili, pasażerów, osób które z racji wykonywanych nietypowych zawodów nie mają cyklicznych szkoleń z podstawowego zakresu BHP. Przypomnijcie sobie mili Państwo raz na jakiś czas, tak dla siebie, podstawowy zakres wiedzy w tej dziedzinie wraz z numerami telefonów do służb ratowniczych.

2 Responses

  1. Kolejny ciekawy wpis 🙂
    Pani Iwonie rzecznik MPK Poznań, którą mieliśmy przyjemność poznać osobiście samych dalszych sukcesów życzymy w życiu prywatnym jak i zawodowym ??
    Tematyka BHP…dzwięczy Nam za plecami ?
    służby ratownicze powiadomi Jaś
    ps.numery zna..napewno pomoże ?

    1. Dzięki, dzięki, a jak zobaczę Panią Iwonę to powtórzę te życzenia! Pani Rzecznik “tematów ogarnia miliony” wiec może nie mieć czasu zaglądać…. na blogowe strony ?.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *